¤ Zillo Festival 2001 - 16-17.06.2001, Losheim am See ¤

W tym roku z festiwalu Zillo postanowiono zrobiæ imprezê mniej masow±, ograniczaj±c ilo¶æ biletów do 12 000 i przenosz±c go na tereny rekreacyjne, po³o¿one nad jeziorem w sielskiej wsi na koñcu ¶wiata. Chyba zw³aszcza to drugie zniechêci³o wielu potencjalnych widzów (Polaków s³ysza³y¶my bodaj¿e dwa razy). Mog± ¿a³owaæ, bo ominê³o ich du¿o dobrej muzyki. Z naszego punktu widzenia by³o to korzystne - do sceny ³atwo by³o przepchaæ siê przez rzadziutki t³umek, nieporównywalny z t³okiem na Wave Gotik Treffen. Sama scena swoj± wysoko¶ci± zmusza³a niestety do zadzierania g³owy do góry, a ta perspektywa nie by³a najkorzystniejsza przy robieniu zdjêæ (jak zwykle na festiwalu Zillo dozwolonych).

Podobnie jak na WTG na tereny festiwalowe nie mo¿na by³o wnosiæ ¿adnych napojów z wyj±tkiem soczków w kartonach, których nie da³o siê kupiæ. Powy¿sze sugerowa³oby, ¿e liczne punkty gastronomiczne rzuc± na kolana asortymentem oferowanych napojów. Jak¿e z³udne by³y te nadzieje - w kolejnych budkach sprzedawano: piwo, piwo, piwo oraz piwo (czy¿by festiwal s³u¿yæ mia³ promocji niemieckiego przemys³u piwowarskiego?) Zdecydowanie lepsze wra¿enie wywar³y na nas stoiska z p³ytami (przeciêtna cena CD - 25 DM, a znale¼æ mo¿na by³o prawie wszystko). W¶ród sprzedawanej odzie¿y królowa³ tradycyjnie lateks, a asortymentu obro¿y pozazdro¶ci³by festiwalowym handlowcom niejeden sklep zoologiczny.

W centralnie po³o¿onym namiocie Zillo odbywa³y siê spotkania niektórych zespo³ów z fanami, mo¿na by³o kupiæ festiwalowe kubki, koszulki i inne gad¿ety oraz - mila niespodzianka! - za darmo zaopatrzyæ siê w stare numery magazynu "Zillo", hojnie dok³adane przez ca³y okres trwania festiwalu.

Pogoda by³a bardzo zmienna, z tendencj± do deszczu, na skutek którego ju¿ po paru godzinach grunt zmieni³ siê w ¶liskie bajoro, a buty i dolne czê¶ci ubrañ publiczno¶ci przybra³y identyczny brudnoszary odcieñ.

Mo¿na by³o kupiæ dwa rodzaje biletów: z polem namiotowym i bez, co w praktyce (poza cen±) okaza³o siê bez znaczenia, gdy¿ na teren pola namiotowego móg³ wej¶æ ka¿dy.

Du¿ym plusem, je¶li chodzi o stronê organizacyjn±, by³a pierwsza pomoc medyczna, ale o tym za chwilê...

Dzieñ pierwszy

Do Losheim (po wielogodzinnej podró¿y auto-stopem, poci±giem i autobusem) dotar³y¶my oko³o godziny 14.00. Rozbijaj±c namiot, s³ysza³y¶my bardzo przyjemne elektroniczne d¼wiêki, melodyjne i trochê zainspirowane VNV Nation oraz co najmniej jeden cover Frontu 242 ("Headhunter"). Jak siê pó¼niej okaza³o omin±³ nas bardzo dobry koncert Icon of Coil. Bardzo ¿a³ujemy ale kto to widzia³ zaczynaæ koncerty o tak wczesnej porze???

Gdy ju¿ dotar³y¶my na teren koncertów, ze sceny wia³o nud±. Grali Diary of Dreams.

O godzinie 16.00 w namiocie Zillo mieli zjawiæ siê Project Pitchfork. Ustawi³y¶my siê w d³ugiej kolejce, maj±c nadziejê uzyskaæ kilka s³ów i kilka zdjêæ dla strony Postindustry. Niestety, spotkanie odwo³ano - jak siê pó¼niej okaza³o - z powodu choroby wokalisty, która niemal¿e doprowadzi³a do odwo³ania samego koncertu. (Peter, mamy nadziejê, ¿e ju¿ wszystko w porz±dku?)

A tymczasem...
Na scenie nie dzia³o siê praktycznie nic, do czasu, gdy pojawi³ siê Clan of Xymox. Podczas, gdy Charlotte uda³a siê do toalety (nastêpna d³uuuga kolejka), Triskell - Wasza druga reporterka - podesz³a bli¿ej sceny i ... ku swojemu zaskoczeniu zaczê³a siê wy¶mienicie bawiæ. Muzyki Clan of Xymox nie s³ucha³am od bodaj¿e 10 lat i nie przypuszcza³am, ¿e mo¿e mnie ona jeszcze porwaæ. Porwa³a. Przy wtórze mi³ych dla ucha, melodyjnych d¼wiêków (w tym wielu utworów pamiêtanych z czasów m³odo¶ci - mojej i zespo³u) pu¶ci³am siê w tan.

L'Ame ImmortelleNastêpnym zespo³em by³ L'Ame Immortelle, graj±cy electro/gotyk. Naszym zdaniem zdecydowanie lepiej wypad³y utwory utrzymane w klimacie electro, ¶piewane przez wokalistê Thomasa Rainera. W¶ród mêskiej czê¶ci publiczno¶ci najwiêkszy aplauz wzbudzi³a Sonja Kraushofer, odpowiedzialna za stronê wokaln± utworów bardziej gotyckich. Je¶li chcecie wiedzieæ dlaczego - odsy³amy do zdjêæ [np. obok:) - przyp.].

W sumie bawi³y¶my siê dobrze, zw³aszcza przy utworze "Changes". Na zakoñczenie koncertu zespó³ zabawi³ siê w biuro matrymonialne, zapraszaj±c do siebie cz³owieka z publiczno¶ci (sprawiaj±cego wra¿enie nie spokrewnionego z zespo³em - prawdopodobnie do biura matrymonialnego "L'Ame Immortelle" zg³osi³ siê on bezpo¶rednio przed koncertem), który ze sceny o¶wiadczy³ siê swojej dziewczynie. Ochroniarze pomogli dziewczêciu wdrapaæ siê na sceniczne wy¿yny, wszyscy padli sobie w objêcia ... i ¿yli d³ugo i szczê¶liwie.

Po wystêpie L'Ame Immortelle nie opu¶ci³y¶my naszego miejsca przy samej barierce pod scen±, poniewa¿ zale¿a³o nam aby tu w³a¶nie staæ podczas koncertów VNV Nation i Project Pitchfork. Niestety, przed VNV Nation czeka³a nas jeszcze jedna atrakcja - zespó³ Amorphis z Finlandii, graj±cy muzykê, delikatnie mówi±c, nam obc±. "Amorphis" znaczy "bezkszta³tny" a my doda³yby¶my do tego równie¿ przymiotniki "nudny" i "przera¼liwie d³ugi". Ch³opcy grali ostro (3 lub nawet 4 gitary) i wielu siê to podoba³o, s±dz±c po entuzjastycznych b³otnych harcach, odbywaj±cych siê na oczach siedz±cej na ziemi ty³em do sceny Triskell. Niebo nie zdzier¿y³o natê¿enia decybeli i po kilku utworach zaczê³o siê oberwanie chmury. Deszcz pada³ a¿ do koñca wystêpu Amorphis. My za¶ zmok³y¶my pomimo parasolki, wymêczy³y¶my siê straszliwie, ale na szczê¶cie nasze po¶wiêcenie nie posz³o na marne, gdy¿ kolejne dwa zespo³y w pe³ni nam to wynagrodzi³y.

VNV NationDla mnie (Triskell) koncert VNV Nation by³ najlepszym wystêpem ca³ego festiwalu. Gdybym mia³a okre¶liæ to zjawisko jednym s³owem, by³oby to s³owo "energia". Wymiana energii pomiêdzy wokalist± Ronanem Harrisem a publiczno¶ci± by³a tak intensywna, ¿e prawie iskrzy³o. Nie wiem sk±d ten cz³owiek ma w sobie tyle mocy, ale wydaje siê, ¿e jej zasoby s± niewyczerpane. Nie tylko piêknie ¶piewaj±c, ale tak¿e pokrzykuj±c do publiczno¶ci i zachêcaj±c j± do zabawy, biega³ z jednego koñca sceny na drugi, a we mnie narasta³o przekonanie, ¿e gdyby po¶rodku sceny wyros³a nagle ¿elbetonowa ¶ciana, nie by³aby ona dla niego ¿adn± przeszkod±. W porównaniu z nim Mark Jackson by³ raczej statyczny. Mogê mówiæ tylko za siebie, ale mnie muzyka VNV Nation zawsze porywa, wyzwala skrajne emocje, od wzruszenia niemal¿e do ³ez. ("Legion" w wersji "anachron" czy "Tempest") do ekstatycznej rado¶ci. Tak te¿ by³o i tym razem i z tego, co widzia³am reszta publiczno¶ci równie¿ prze¿ywa³a koncert bardzo intensywnie. Zespó³ gra³ g³ównie kawa³ki z "Empires" i "Burning Empires / Standing". Entuzjazm wzbudzi³y oczywi¶cie tak¿e wcze¶niejsze utwory: "Honour", "Solitary" i - ku mojemu, jak¿e mi³emu zaskoczeniu - "Frika". Specjaln± atrakcj± koncertu by³a premiera nowego singla "Genesis". Brzmia³ typowo dla VNV: melodyjnie i poruszaj±co. Nie mogê doczekaæ siê samego singla, który ukazaæ ma siê w sierpniu. Dodatkowym urozmaiceniem by³y puszczane w tle slajdy, ale prawdê mówi±c muzyka porwa³a mnie tak bardzo, ¿e nie by³am w stanie siê na nich skoncentrowaæ. Jedynym minusem koncertu by³ czas jego trwania - podczas gdy Amorphis okupowa³ scenê przez ca³± wieczno¶æ, VNV mogli zagraæ bodaj oko³o 10 utworów (ta sama sytuacja powtórzy siê nastêpnego dnia w przypadku Covenant). No có¿, do zobaczenia na trasie europejskiej w pa¼dzierniku!

Project PitchforkGwiazd± wieczoru by³ Project Pitchfork. Wcze¶niej ju¿ wspomina³y¶my, ¿e Peter Spilles mia³ problemy natury zdrowotnej. Niedyspozycje wokalisty s³ychaæ by³o jedynie przez chwilê podczas pierwszego utworu. W dalszej czê¶ci koncertu Hamburczycy udowodnili, ¿e s± solidn± firm±, po której zawsze mo¿na spodziewaæ siê produkcji najwy¿szej jako¶ci. Na tle scenografii z Daimonion Tour (znany z ok³adki p³yty motyl) zespó³ zafundowa³ widzom oko³o 1,5 godziny dobrej zabawy. Zawsze fascynowa³y nas mo¿liwo¶ci wokalne Petera Spillesa i to, jak wiele ró¿nych g³osów potrafi wydobyæ ze swojego gard³a, natomiast jego energia i sprawno¶æ fizyczna przesz³y nasze oczekiwania. Przed koncertem, widz±c na jak niebotycznych wy¿ynach znajduje siê scena, a z drugiej strony znaj±c zami³owania Petera do bezpo¶redniego kontaktu z publiczno¶ci± ¿artowa³y¶my, ¿e wysoko¶æ sceny nie bêdzie dla niego przeszkod± nie do pokonania. I rzeczywi¶cie podczas utworu "Entity" lider Project Pitchfork u¿ywaj±c stoj±cych pod scena kolumn jako schodów, run±³ w bardzo ucieszony tym faktem t³um. Od strony muzycznej koncert by³ mieszank± muzyki nowszej (prawie wszystkie utwory z "Daimonion") i przebojów z ca³ej, ponad dziesiêcioletniej historii zespo³u takich, jak: "K.N.K.A", "Alpha/Omega", "Requiem", "En Garde!", "Human Crossing", "Carnival", "Rescue Me" i "Orange Moon" ekspresyjnie wykonany z pomoc± wokaln± pozosta³ych cz³onków zespo³u. Bardzo ucieszy³o nas wykonanie na bis "Io". Tak jak berliñski koncert grupy, na którym by³y¶my w marcu tego roku, ten tak¿e zakoñczy³ siê utworem "Fear" z ostatniej p³yty zespo³u - Pitchforki po¿egna³y nas wiêc dodaj±cym otuchy tekstem (don't be afraid, there's nothing to fear), co stanowi³o mi³y akcent na koniec wystêpu. Wracaj±c do strony wizualnej koncertu, w pewnym momencie Peter znikn±³ nam z pola widzenia, by za chwilê wróciæ z twarz± umazan± krwi± - czy te¿, miejmy nadziejê, krwistoczerwon± farb±. Mo¿ecie oczywi¶cie zobaczyæ efekty tej przemiany na zdjêciach. Kilka razy z przodu sceny pojawi³ siê tak¿e Dirk Scheuber, który by³ tego wieczoru, w przeciwieñstwie do Petera, dosyæ gadatliwy - szkoda, ¿e nasza znajomo¶æ niemieckiego okaza³a siê zbyt skromna, by go zrozumieæ... Nie uda³o siê nam równie¿ sfotografowaæ Dirka, gdy¿ aparat odmawia³ ustawienia ostro¶ci na ubranym na ciemno osobniku na ciemnym tle. Gdyby¿ tak wszyscy muzycy nosili bia³e koszule!

Podsumowuj±c koncert by³ na pewno udany, a ja - Charlotte - uwa¿am go za najlepszy na ca³ym festiwalu. Dobrze, ¿e przynajmniej Pitchforkom dane by³o zagraæ d³u¿ej - ³±cznie wykonali 18 utworów!

Jako "late night special" (czyli "brunet wieczorow± por±") wyst±pi³ Veljanov. O ile dokonania tego pana z Deine Lakaien podoba³y nam siê a wczesne utwory solowe by³y poprawne, o tyle obecne rzewne dyskotekowo - knajpiane produkcje uzna³y¶my za ¿a³osne. Posz³y¶my je¶æ frytki.

Noc

Je¿eli bêdziecie kiedy¶ wymieniaæ nabój w gazowej kuchence turystycznej nie s±d¼cie, ¿e odleg³o¶æ 2 m od pal±cej siê ¶wieczki to bezpieczny dystans. Ja (Triskell) tak s±dzi³am... Niczym fanka Rammstein (któr± nie jestem), przez sekundê znalaz³am siê w chmurze ognia. Skutek - bardzo bolesny, nieprzyjemny i nieestetyczny. Trzeba przyznaæ, ¿e wezwani przez Charlotte ochroniarze okazali siê bardzo pomocni. Chcia³abym zobaczyæ co¶ podobnego (choæ niekoniecznie z pozycji ofiary) na jakiej¶ polskiej imprezie. Koncerty dawno ju¿ siê skoñczy³y, wiêc tych kilku panów (w porywach do 4) musia³o trochê siê ze mn± nachodziæ i nie¼le natrudziæ, by znale¼æ a nastêpnie obudziæ kogo¶ z opieki medycznej. Nastêpnie jeden z ochroniarzy pieczo³owicie w³asnorêcznie wtar³ w moj± twarz jak±¶ ma¶æ i owin±³ mi g³owê banda¿em. Wracaj±c na pole namiotowe w tym przebraniu a'la klinik, budzi³am spore zainteresowanie.

Gdyby nie to, ¿e tak dobrze bawi³am siê w sobotê (VNV, dziêkujê!), byæ mo¿e pojecha³abym do domu po nocnych przygodach z ogniem. Zosta³am. Nast±pi³...

Dzieñ drugi

Podczas autogrammstunde z VNV Nation okaza³o siê, ¿e ci genialni muzycy i wspaniali showmani s± tak¿e bardzo wra¿liwymi, troskliwymi i kochanymi lud¼mi. Jedn± z rzeczy, któr± bardzo ceniê w scenie electro jest znikomy (w porównaniu z wieloma innymi gatunkami muzyki) poziom gwiazdorstwa. Ci ludzie s± po prostu lud¼mi, i to bardzo sympatycznymi. Dodam tu jeszcze, ¿e Ronan Harris potrafi powiedzieæ po Polsku "cze¶æ".

A tymczasem na scenie...
Monotoniê, panuj±ca podczas wystêpów pierwszych kilku kapel (Aimless, Unheilig, Letzte Instanz - z przyczyn ci±gle nam nie znanych nie zagra³ Zeromancer) usi³owa³ przerwaæ wokalista zespo³u The 69 Eyes gromko oznajmiaj±c: "Zagrajmy trochê rock'n'rolla w tym pieprzonym gotyckim miejscu". Biedaczek, nie zauwa¿y³, ¿e gotyku na Zillo nie by³o w tym roku zbyt wiele a i próba "o¿ywienia" atmosfery by³a niezbyt udana. Kolejne frytki. Tym razem poza terenem koncertów.

Gdy wraca³y¶my fala d¼wiêku niemal¿e odrzuci³a nas z powrotem. To gra³ Oomph!. Za blisko metalu. Na szczê¶cie ju¿ koñczyli.

In Extremo ... parê lat temu widzia³y¶my ten zespó³ na jarmarkach ¶redniowiecznych w Niemczech, gdzie grali dla 20-30 osób a nastêpnie zbierali do kapelusza pieni±dze. Od tamtej pory grupa dojrza³a muzycznie, pozostaj±c jednak wierna instrumentarium (g³ównie kobzy z dodatkiem bardziej konwencjonalnych instrumentów) i ¶redniowiecznemu rodowodowi wiêkszo¶ci utworów. W po³±czeniu z chropowatym niemieckim wokalem powstaje ciekawa mieszanka. Na uwagê zas³ugiwa³a scenografia (szubienice w tle) i efekty pirotechniczne, które Triskell, pomimo nocnych do¶wiadczeñ, dzielnie uwieczni³a na kliszy fotograficznej. Ogólnie dobry koncert.

CovenantPrzed oczekiwanym przez nas wystêpem Covenant organizatorzy festiwalu rozrzucili w t³um trochê nagród (sk³adanek Zillo), np. dla posiadacza najbardziej kolorowego parasola, dla osoby, która pierwsza wdrapie siê na scenê i zdejmie z siebie najwiêcej odzie¿y (zwyciêzca zdj±³ z siebie WSZYSTKO) czy po prostu dla tych, którzy umieli dobrze ³apaæ. Chwilê pó¼niej na scenie pojawi³ siê Joakim Montelius, rado¶nie pomacha³ publiczno¶ci i zaj±³ siê przygotowaniem sprzêtu. Podczas koncertu Covenant od samego pocz±tku panowa³a bardzo sympatyczna atmosfera. Ch³opcy zupe³nie nie pasuj± do stereotypu zimnych Skandynawów - roztañczeni, roze¶miani, serdeczni. Wszystkim udzieli³ siê nastrój dobrej electrozabawy, którego nie by³y w stanie zepsuæ nawet problemy z d¼wiêkiem. Zespó³ gra³ g³ównie utwory z "United States of Mind" (wspania³a zabawa, zw³aszcza przy "One World One Sky" od¶piewanym razem z publiczno¶ci±, nie zabrak³o te¿ wcze¶niejszych klubowych hitów takich, jak "Stalker", "Theremin", czy "Figurehead" (specjalna wyd³u¿ona wersja na koniec koncertu). Chwilami zastanawia³y¶my siê kto tu w³a¶ciwie wystêpuje, poniewa¿ zespó³ filmowa³ swoj± kamer± podrygi publiczno¶ci. Tradycyjne dla Covenancika garnitury nie przeszkodzi³y sympatycznym Szwedom w ¿ywio³owym tañcu, co rusz Klas lub Jakim wybiegali na przód sceny, by poskakaæ razem z wokalist± Ekilem Simonssonem. Warty wzmianki jest te¿ czerwony latexowy krawat tego ostatniego. Niestety koncert trwa³ bardzo krótko - zaledwie 10 utworów - gdy¿ nale¿a³o ust±piæ miejsca na scenie gwie¼dzie wieczoru, zespo³owi Paradise Lost. My tak¿e ust±pi³y¶my miejsca fanom tego zespo³u i uda³y¶my siê na pole namiotowe. Podobno obecnie Paradise Lost coraz bardziej oddala siê od metalu, ale dla nas jest to jednak wci±¿ za blisko.

Powrót do domu zabra³ nam, niestety, a¿ dwa dni. £apanie stopa umila³y¶my sobie ¶piewaniem utworów VNV Nation, Project Pitchfork i Covenant. Pomimo wszelkich niedogodno¶ci i zmêczenia, warto by³o zobaczyæ naraz 3 ulubione zespo³y na jednym festiwalu.

Uwaga! Wiêcej zdjêæ z festiwalu w dziale foto.



Triskell i Charlotte - wys³anniczki Postindustry

-- Triskell [29 czerwca 2001]



ostatnie relacje autora:
The Sonic Seducer Party - Zeromancer, VNV Nation, Moonspell - 02.10.2001, Duisburg -- [1 listopada 2001]

powrót do relacji »


Szukaj:

nowe na stronie:
Decondition ‎&…
Maison Close –…
Nyodene D – Eden…
Consumer Electronics…
Nova - Utopica Musa
SPK - Zamia Lehmanni…
Feanch, Dutour, Lubat…
The Third Eye Foundati…
Dissonant Elephant - 5…
Club Alpino - Woouldy
Club Alpino - Tunga
Roman Wierciñski - We ar…
Jan Grünfeld - Music f…
Simfonica - Song of the…
Roman Catholic Skulls…
Chvad SB - Phenomenali…
Lonsai Maikov - Déce…
Robert Henke w Chorzowie
Dog in the Evening…
Sublamp - Cathedrals o…
wiêcej »

polecamy | wiêcej »

© 1996-2024 postindustry.org


wygenerowane w 0.011 s.